Świadectwo o cudownym ocaleniu od śmierci.

Ojcze nasz

W 1987r w czasie mroźnej zimy wysiadając z autobusu przechodziłam przez wąski korytarz wydeptany w zaspie śniegu, ktoś mijając mnie potrącił tak, że upadłam w zaspę a mężczyzna, który mnie potrącił upadł na mnie- po czym przebiliśmy zaspę i splątani poturlaliśmy się na dno kanału gdzie pod warstwą śniegu wyczułam wodę. Mężczyzna dosiadł mnie okrakiem i zaczął dusić śniegiem. Zaczęłam wierzgać i usiłując uwolnić się od napastnika mój krzyk wyzwalał jeszcze większą agresję więc przestałam (do tej pory nie jestem w stanie krzyczeć chociaż kilka razy próbowałam). Oprawca stawał się demoniczny. Kiedy mu powiedziałam, że jeszcze będzie dobrym człowiekiem zawył, że nigdy nie będzie dobry. Walka wydawała mi się długa byłam bita pięściami w twarz bez opamiętania, ręce miał w czarnych rękawiczkach. Słabłam i czułam zbliżający się koniec. Napastnik usiłuje zepchnąć mnie w stronę kręgu kanału przez który przepływa w sezonie woda. Dociągnął mnie do samej krawędzi, mówię, że wolę umrzeć patrząc w niebo .Ostatnim moim pragnieniem było odmówić modlitwę Ojcze nasz ale nie mogłam. Pragnienie wzrastało i tak jak mogłam z odstępami powolutku na głos trzykrotnie wypowiedziałam słowa .W trakcie kiedy już kończyłam zaczął napełniać mnie niewyobrażalny pokój .Moje wnętrze zanurzało się w oceanie szczęścia, przechodziłam w inny wymiar istnienia w przestrzeni bez granic. Byłam w pełni świadoma ale poza ciałem, które cały czas było bite. Chciałam tak trwać na zawsze. Usłyszałam nad sobą głos jak grzmot mocny i wyrazisty dochodzący do mnie jakby z centrum tej przestrzeni z góry.—Jesteś potrzebna jeszcze na ziemi—Moja dusza zaczęła stopniowo zstępować, czułam niechęć do tego wracania na, który nie miałam wpływu. Kiedy znów znalazłam się w ciele otrzymałam wyraźne światło aby wyjąć na wierzch poświęcony medalik z wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej. Wydobycie łańcuszka spod tego w co byłam ubrana w trakcie tego co się działo było trudne. Wypowiedziałam słowa- chcę ci coś pokazać- I ta chwila zatrzymania ,która nastąpiła wystarczyła żebym wyjęła medalik. Leżał na moim palcie. Wylewała się na mnie niewyobrażalna moc daleko przekraczająca moje ciało. Czułam się jak rycerz w świetlistej zbroi czułam w sobie potęgę Boga. Nie bałam się niczego i nikogo. Demoniczna moc została złamana jak zapałka. Widziałam niepozornego mężczyznę, który powtarzał – co ja zrobiłem-Jestem szanowanym człowiekiem mam dwójkę dzieci…Zapytał jak mam na imię potem podał swoje-JUREK.

Pewien młodzieniec opisywany w dziejach apostolskich modlił się kiedy był kamienowany i widział niebo otwarte nad sobą…